Witajcie.
Nie będę się przedstawiać, ponieważ to zbędne. Założyłam tego bloga, by poukładać sobie kilka spraw. Myślę, że jeśli przeleje swoje myśli na ekran łatwiej będzie mi ogarnąć to co się dzieje w mojej głowie,głównie chodzi mi o walkę z zaburzeniami odżywania, z którymi borykam się od 3 lat.
Zaczęło się od tego, że w 1 gimnazjum miałam nadwagę, ważyłam 68kg przy 160cm wzrostu, dziesiątki razy próbowałam zrzucić ten cały tłuszcz z marnym skutkiem, oczywiście. Zwykle kilka dni trzymałam się diety, by potem napchać się bagietkami z czosnkiem, czy bułkami, na wzór pizzy. No, ale za którymś razem zaczęło mi iść całkiem dobrze.Ćwiczyłam kilka godzin dziennie, liczyłam kalorie, na początku ograniczyłam je do 1000, potem do 800. Schudłam kilka kilo i wtedy zaczęłam podjadać. Poczucie winy nie dawało mi spokoju. Pierwszy raz wywołałam wymioty. Po tym zdarzeniu, zaczęłam to robić niemal codziennie. W ten sposób doszłam do wagi 56kg. Wszyscy gratulowali mi, mówili jak świetnie wyglądam. Mimo to nadal czułam się gruba. Chciałam oczywiście stracić więcej na wadze. Była jednak jedna przeszkoda. Rodzice. W ten sposób na jakiś czas sobie odpuściłam.
W ciągu tych 3 lat moja waga za sprawą głodówek, obżerania się i prowokowania wymiotów wahała się od 52kg do mojej aktualnej wagi czyli 58kg. Spasłam się.
Nie mogę patrzyć na siebie w lustrze. Ten ogromny brzuch, uda, boczki, ramiona.
Od tygodnia nie wychodzę z domu, mówię, że jestem chora, wstyd mi się pokazać ludziom w tym stanie. Wiem, że za bardzo się przejmuję, że to wszystko jest chore, ale nie potrafię już z tym walczyć. Muszę schudnąć. I taki mam plan. Jutro z rana zważę się, zmierzę i zaczynamy.
To chyba wszystko co miałam do powiedzenia w tym poście.
Życzcie mi powodzenia! xx



